Na dachu Metropolitan Museum of Modern Art w Stanach Zjednoczonych znalazła się konstrukcja jego autorstwa o nazwie „Cloud City”. Zadaniem tej specyficznej instalacji było przybliżenie nieba odwiedzającym muzeum. Jest ona bowiem pewnego rodzaju „przedłużeniem” sal wystawowych. Pełni też rolę ciekawego miejsca obserwacyjnego – z dachu Metropolitan Museum rozciąga się bowiem bardzo „nowojorska” w swym wyrazie, perspektywa.
Forma dzieła z założenia jest powiązana z naturą, a autor wcale się nie wypiera inspiracji chemią, biologią czy fizyką. Elementy składowe przypominają komórki bądź też pierwiastki. Są ze sobą połączone i wspólnie budują mały, niezależny organizm. Dosłownie i w przenośni żyje on swoim życiem, ponieważ ściany pojedynczych komórek zrobione są ze szkła i powierzchni odbijających niczym lustro. Poprzez taki zabieg następuje multiplikacja blasku słońca, ruchu chmur, a to daje nam wrażenie, ze struktura się zmienia, że jest w ciągłym ruchu.
Projekt ma jeszcze jedno zadanie, tym razem bardziej społeczne. Ma sprowokować odwiedzających do chwili refleksji i pochylenia się nad pędem świata, w którym żyjemy, ma uświadomić nam ograniczenia, które życie, praca i my sami sobie narzucamy. Poprzez niewielką formę modułów, przy jednoczesnej możliwości korzystania z nich przez kilka osób, zwraca uwagę na ważność interakcji międzyludzkich. Dla niego człowiek jest podstawową jednostką.
[fot. via: designboom]